................................................................................................................................
-4 stopnie. Mróz bardzo szybko wysysa z nas pokłady ciepła. Jakiś kierowca podwiózł nas za rogatki miasta. Tutaj nagle rosyjska matka z dzieckiem zgarnia nam dokładnie sprzed nosa Hondę CRF - nie mieliśmy szans. Chwilę później młody chłopak podjeżdża Zafirą rodziców - jak sie później okazuje, prosto z taśmy w Gliwicach - i zamiast trzymać sie głównej trasy do umówionego miejsca serwuje nam nieoczekiwany off-road. Nawet milicjanci z DPS-u byli zdziwieni, kiedy wyszli ze swojej budki w lesie, żeby wskazać nam drogę odwrotu. Powrót na trasę i pożegnanie. Młody musi sie poduczyć topografii okolicy! Obok naszego przystanku Rosjanie rurkami przeprowadzają benzynę z jakiegoś tira do innej ciężarówki. Wszyscy z zadowolonymi minami. Po chwili zajeżdża chłopak małym transportowym Iveco i zabiera nas byle dalej. Kolejny raz wysiadamy tam, gdzie, prócz nas, brak czegokolwiek. Takie miejsca są w sumie najlepsze z marketingowego punktu widzenia – jak już komuś zdarzy się tędy przejeżdżać, to natychmiastowo robi się mu żal dwójki zmarzniętych poszukiwaczy szczęścia. Szybka sesja zdjęciowa i już w następnym samochodzie. Kolejnym dobroczyńcą okazuje się Azer - dyrektor kompanii naftowej. Mimo czterech żon, przez całą drogę spogląda Agacie głęboko w oczy. Po nim dwóch Kazachów dowozi nas do Tiumienia, gdzie dziś celowaliśmy.
Nie jest źle. 6 samochodów na 325 km. Jak dla nas sukces, ale oceńcie sami. Jest już ciemno, kiedy docieramy na spotkanie z nieznajomą dziewczyną, podesłaną nam przez Alexa z Jekaterinburga. Dziewczyna - Jackie - pochodzi z Zimbabwe, kolejny pracownik wszechobecnego koncernu naftowego. Nawiązuje się żywa konwersacja, ale Jackie szybko zgaduje nasz stan i już nas zostawia w swoim mieszkaniu służbowym na 14 piętrze z kolacją i cudowną perspektywą wygodnego odpoczynku po długim dniu.