.................................................................................................................................
Poranek spędzamy już za miastem. Jeden samochód, potem drugi - cel ambitny, ale w tym tempie może być ciężko. 90 km za miastem, koło nasłonecznionego placu z zajazdem - pisk opon. Tuz przed naszymi nosami staje czarna Toyota Exive, zza ciemnej szyby ukazuje się nam twarz Grigorija:
- Ja jadę w Ałtaj.
- My do Omska, ale Novosybirsk też....
- Wsiadajcie, to po drodze.
Muzyka na full, ciemne szyby i średnia 130 km/h, dwa przystanki na tankowanie. Przez 19 godzin zjedliśmy paczkę orzeszków. Ale dostosowanie się do filozofii Grigorija: „byle do przodu - do altajskiej dziewuszki”, warte było głodówki . Nowosybirsk olbrzymi, więc z obrzeży miasta do miejsca naszego kolejnego noclegu jedziemy taksówką, której kierowca otrzymał wskazówki od Griegorija, że ma nas potraktować jak Rosjan. Gdy przekraczamy próg apartamentu Swietlany, wiemy już, że warto będzie poświęcić 1 dzień na należny wypoczynek i dobrą kawę na mieście. Oczywiście na placu Lenina.