.................................................................................................................................
Wydostaliś my sie dzięki pomocy naszych serdecznych Rosjan na "trasę" do Kemerowa. To 256 km, ale może to być kolejny krok milowy w naszej podróży. Coraz szersze uśmiechy, większe zainteresowanie i oznaki zdziwienia na hasło: autostopem do Pekinu. Rosjanie lubią pogadać, a ich otwartość i bezpośredniość już na wstępie czyni podróż zupełnie nieskrępowaną. Dwa samochody i dopiero 100 km. Chwila przejaśnienia i znów śnieg. Jakaś sportowa Toyota staje tuż za nami, więc ponownie rodzi się w nas nadzieja. Tym razem szczęście nam sprzyja. Siergiej – jak się dowiedzieliśmy z zamiłowania motocyklista, nie dość, że zawiózł nas ile mógł, to jeszcze załatwił nocleg u kolegi w Kemerowie. Niestety, Siergiej odbijał do Tomska, my jechaliśmy na wprost. Znów więc 45 min na wietrze i 12 stopniowym mrozie. Takie warunki dławią nieco nasz zapał.
Na drodze pustka - nikt i nic. Wreszcie Evgieniew, jadący na weekend do dziewczyny, kontaktując się z naszym kemerowskim gospodarzem, podwiózł nas niemal pod sam blok. Tu poznajemy rosyjską rzeczywistość z innej strony – tak samo przyjaznej i gościnnej, ale już znacząco mniej zamożnej. W maleńkiej chatce swoich rodziców Anatolj, pokazuje nam zdjęcia ze zjazdów motocyklowych na Syberii, a potem wraz ze swoja żoną odprowadza nas do swojego przyszłego mieszkania – jeszcze nieurządzonego, jeszcze niezamieszkałego. Oni ciągle u rodziców. „Ale dach nad głową jest i remonty już na końcówce, więc przespać się da” – zapewniają nas oboje. Noc spędziliśmy na samotnej i bezwzględnej walce z pluskwami i boleśnie gryzącymi pchłami, które wypełzły nam na powitanie ze wszystkich kątów, w malej wielkopłytowej kawalerce. Do rana przetrwaliśmy. Cudem.