...............................................................................................................................
Budzi nerwowe, natężające się, pukanie do drzwi. Spoglądamy na zegarek. Czemu tak wcześnie? Po chwili sobie przypominamy. Racja, kolejna godzina do przodu, co czyni już 6 godzin różnicy między nami a Polską. Nasi gospodarze pomagają nam się spakować.
Młody chłopak starą, stylową Wołgą, z wytartą granatową tapicerką wywozi nas za miasto. Śnieg pada coraz intensywniej, ale to dla nas oznacza jedynie, że nie jest aż tak zimno. Znów pół godziny oczekiwania na totalnym pustkowiu. Koło nas tańczą odśnieżarki, za nami skrzyżowanie dróg prowadzących w siną dal. Pierwsza dziś okazja i kolejne 20 km dalej okazuje się bardziej męczące niż pomocne. Przed nami biała ściana śniegu, ale jesteśmy przecież twardzi - stajemy na drodze. Dwie minuty i nadjeżdżający tir włącza migacz - jedziemy do Krasnojarska. Ciepło, wygodna kanapa z tylu - przypominają się nam słodkie czasy z Wladimirem. Jest już późna noc, gdy z plecakami na plecach dreptamy do rozświetlonego miasta. Wciąż daleko, ale mijając lokalny DPS zasięgamy rady i pomocy milicjantów, jak dotrzeć pod wskazany nam wcześniej adres. Są na prawdę bardzo pomocni. Kilkaset metrów dalej łapiemy taryfę. Taksówkarz zdziwiony naszymi osobami gubi się w drodze, ale w końcu docieramy na miejsce. Szybko zapłata i zatroskana uwaga taksówkarza „To bardzo niebezpieczne podróżować w ten sposób po Syberii. Nawet we dwójkę…”.
Tonia wraz z Dimą przyjmuje nas gorącą zupą i Złotym Bażantem. Za oknami Jenisej.