Wczesna pobudka o 6:35 dała nam ostateczną nadzieję na zobaczenie Mao na placu Tiananmen. Obok rytualnego podnoszenia flagi o wschodzie słońca, ważnym punktem porannego zwiedzania ma być właśnie wizyta w mauzoleum byłego dyktatora Chin. Obie atrakcje okazały się poza naszym zasięgiem. Kolejne podejścia kończą się fiaskiem. Za każdym razem coś nam przeszkadza. Tym razem – ważna narada za zamkniętymi drzwiami, najwidoczniej ciągle potrzebowała obecności Mao. Rozczarowanie osłodziła nam chwilowa dezorientacja w terenie – przez zupełny przypadek trafiamy w uliczki, stanowiące niekomercyjne oblicze stolicy Chin. Długi spacer i buszowanie po małych bazarkach, zakurzonych sklepikach i licznych knajpkach daje niespodziewanie dużo uciechy i satysfakcji. Ostatni dzień można zaliczyć do udanych.
Od popołudnia zaczynamy już żyć powrotem do Europy – pakowanie, sprawdzanie, uzupełniające zakupy, wszystko się kręci wokół jednego: WRACAMY DO DOMU. Myślami jesteśmy już w Krakowie, mimo że wokół nas ciągle wieżowce wschodniego Pekinu. Ostatni spacer, by złapać szybki pociąg na lotnisko, odbywamy z Ryanem. Pożegnania nie są naszą najmocniejszą stroną. W serdecznym „nie zapomnimy” zawieramy całą naszą wdzięczność i sympatię. Narodowe lotnisko w Pekinie okazuje się niezwykle przestrzennym, złożonym z trzech terminali, nowoczesnym i bardzo pustym kompleksem ze stali i szkła. Do odlotu rozgrywamy jeszcze parę partyjek w karty. O godzinie 2 odlot! Odliczanie…